środa, 24 października 2012

VIII Rozdział


"Ja jes­tem z tych, co nak­ry­wają głowy kołdrą; z tych, którym strach uniemożli­wia oddychanie. "
Katarzyna Nosowska

***


***

Kochana Gracie!
                Jesteś, a mimo wszystko nie mogę Cię zobaczyć. Jesteś niewidoczna. Mała. Drobna jak okruch chleba, dająca życie. Kochana. Moja. Miliony moich myśli zawdzięczam właśnie Tobie. Na mojej twarzy pojawia się delikatny uśmiech. Twoja mała dusza, Twoja obecność tak wiele zmieniły w moim życiu. Jesteś najlepszą niespodzianką. Jeśli to czytasz, zapewne nie ma mnie już na tym świecie. Pamiętaj, że nawet w najkrótszym słowie zawartym w tej wiadomości nie kłamałam. Kocham Cię i będę kochać bez względu na Twoje wybory i decyzje. Miłość potrafi przełamać wszelkie bariery. Przecież jesteś moją jedyną córeczką.
                Ja umieram. Nie mam zamiaru tego ukrywać. Jeśli mam być z Tobą bezgranicznie szczera, nie jest mi z tym łatwo. Pisząc te słowa czuję ogromny ból. Lekarze powiedzieli jasno, że zapewne nie będzie mi dane móc trzymać Cię w swoich ramionach. Najprawdopodobniej dożyję porodu, lecz będzie on zbyt wielkim obciążeniem dla mojego organizmu. Ta świadomość wypala mnie od środka. Ty jednak jesteś spełnieniem moich marzeń. Muszę przestać prosić o więcej. Istniejesz. Mam na to niezbite dowody.
                Choruję na białaczkę. Zapewne dziwisz się, dlaczego nie zauważyłam tego wcześniej. Bagatelizowałam wszelkie objawy. Wydawało mi się, że to przez narkotyki. W dodatku badania próbki krwi, którą pobrano mi podczas ostatniego pobytu w szpitalu, były w miarę dobre. Teraz cała prawda wyszła na jaw. Mogłam wybrać pomiędzy moim życiem, a Twoim. Mimo nalegań doktorów, bez wahania  wybrałam drugą opcję. Dość szkód już zdążyłam Ci wyrządzić. Zaledwie dwa tygodnie temu byłam najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Dziś trudno jest mi się chociaż uśmiechnąć. A jednak robię to dla Ciebie. Nie rozumiem, dlaczego zachorowałam właśnie teraz. Przecież robiłam wszystko, by wyjść na prostą, starałam się z całych sił. To niesprawiedliwość, a może kolejna kara? Muszę nauczyć się żyć ze świadomością, że jutro może nigdy nie nadejść. Zaczynam zdawać sobie sprawę, jak bardzo ulotne jest życie. Nie będę mogła patrzeć na Ciebie, gdy będziesz stawiała pierwsze kroki. Nie usłyszę żadnych słów z Twoich ust. Nie będzie mnie przy Tobie, gdy pójdziesz do szkoły jako dumna pierwszoklasista, dostaniesz się na studia, czy wyjdziesz za mąż. Nam, ludziom, wydaje się, że jesteśmy wiecznie młodzi. Możemy się bawić bez żadnych, nawet najdrobniejszych konsekwencji, całkowicie wyłączając zdrowy rozsądek. Moje błędy uniemożliwiły mi poszukiwanie szczęścia. Krótkich momentów, które na zawsze zostają wyryte w pamięci. Ten niewielki pamiętnik jest ich jedynym zbiorem. Żałuję, że wcześniej nie zawracałam sobie nimi głowy. Żałuję, że nie jestem w stanie zagwarantować Ci szczęśliwego dzieciństwa. Wiem, jak to jest wychowywać się bez matki. Co prawda  moja wciąż żyje, lecz ostatni raz widziałam ją na swoich siódmych urodzinach. Zapewne będziesz miała do mnie żal i pretensje o to, że Cię zostawiłam. Gdybym tylko była odrobinę bardziej ostrożna, z pewnością lekarze znaleźliby jakiś sposób, by mnie uratować. Jednak proszę Cię o jedno: postaraj się mnie zrozumieć. Nie jest mi łatwo. Od kilku dni nie wychodzę ze szpitala. Przeżywam swój własny koniec świata.
                Obiecuję Ci, że będę spoglądać na Ciebie z nieba, kątem oka. Ufam, że to miejsce piękniejsze od ziemi, pozbawione trudów i zmartwień. Jest bezgraniczną ulgą. Ilekroć spojrzysz w górę, ja tam będę. Będę przy Tobie. Na odległość, a jednak bardzo blisko. Mimo to boję się śmierci. Boję się, że odejdę we śnie. Czas biegnie nieubłaganie, dlatego nie chcę zamykać oczu. Nie chcę tracić kontroli nad własnym ciałem. Nie zdążę się pożegnać. Powiedzieć : „Kocham”, przeprosić, przebaczyć. Nie wiem nawet, czy będę w stanie przekazać Jeoyowi ten pamiętnik. Być może pozostanę cicha, tajemnicza. Nie wyjawię nikomu tego, co kryje się w moim sercu. Po raz kolejny zabraknie mi odwagi.
                Nigdy nie zapomnij, że Joey jest Twoim ojcem. Być może nie macie wspólnych genów, lecz one nie mają żadnego znaczenia.
                Zakończę tak, jak kończy się najzwyklejszy list, notatka zawieszona na lodówce, prosta, a dająca wiele szczęścia. Kocham Cię. Przepraszam.
Twoja mama,
Bella.
06.02.1994r.
Przez cały wieczór leżałam na podłodze, uparcie przyglądając się sufitowi. Nie widziałam w nim nic interesującego - jedynie wyblakły kolor, jednak bałam się odwróci wzrok. Bałam się, że zobaczę coś, co mnie przerazi. Bałam się życia. Nawet nie zdążyłam się zorientować, gdy wszystko, co miałam, po prostu zaczęło znikać jak topniejący śnieg. Krok po kroku, a jednocześnie bardzo szybko i niepostrzeżenie. Dopiero, gdy zostałam z niczym, dostrzegłam, jak wiele posiadałam.
Eva siedziała obok, oparta o łóżko. Żadna z nas nie wypowiedziała ani słowa w ciągu ostatnich kilku godzin. Czasem nawet najbardziej wyszukana ludzka mowa nie jest w stanie wyrazić uczuć. Są zbyt silne, by je zrozumieć. Jedynie wiemy o ich istnieniu . Jesteśmy bezradni wobec pozornie tak słabej siły.
                Słychać było tylko ciche oddechy, niepozorny szelest, który wtedy zdawał się być okropnym hałasem. Nie zamierzałam już dłużej zagłuszać własnych myśli. W zasadzie nie miałam ich wcale. Była tylko wielka, rozdzierająca pustka.
                - A jak było z Tobą? – zapytała wreszcie brunetka, a ja odwróciłam głowę w jej stronę.
                - O co Ci chodzi? – powiedziałam, choć tak naprawdę szczerze znałam cel jej wypowiedzi.
                - Jak się w to wplątałaś – wytłumaczyła, tym samym spełniając moją prośbę.
                - Mama tu mieszkała. Chciałam zrozumieć, dlaczego doprowadziła się do takiego stanu. Ćpała, nawet kiedy była w ciąży – westchnęłam ciężko. – Teraz już wiem, dlaczego – odparłam. – Wystarczy jeden, krótki moment nieuwagi, by wpaść po uszy. Gdybym mogła wybrać jeszcze raz, wolałabym żyć nieświadoma tego, co działo się przed moim urodzeniem – skończyłam. Wolałabym żyć w bajce jak księżniczka zamknięta w swoim zamku, chroniąca się przed całym złem tego świata.               
-Uwierz mi. Gdybyś dostała drugą szansę, postąpiłabyś dokładnie tak samo – zaprzeczyła moim słowom.
- Niby skąd możesz to wiedzieć? – zapytałam z oburzeniem. – Nie znasz mnie, nie znasz moich myśli – powiedziałam głośno.
- To przez ciekawość –odparła cicho, nawet nie starając się mnie przekrzyczeć. – Pierwszy stopień do piekła. – Przełknęła ślinę. - Tutaj jest jak w piekle – podkreśliła. – Stąd nie ma ucieczki, przynajmniej dla mnie. Ty jesteś jeszcze młoda, jeden miesiąc nie zadecyduje o tym, kim naprawdę jesteś.  Ja się tu wychowałam. Nie znam innego życia. – Jej głos stopniowo stawał się coraz głośniejszy. Mówiła wciąż szybciej, i szybciej. Oddychała głęboko. Miałam wrażenie, że za chwilę się udusi. -  Czasem czuję, że jestem przywiązana do tego miejsca jakąś niewidzialną nicią. Wystarczy, że oddalę się choćby na kilometr, a mam wrażenie, że postąpiłam źle - mówiła, akcentując każde słowo, jakby wygłaszała swój testament, chcąc ostrzec mnie przed tym miejscem. - Nie wiem, czym jest moralność.  Nie wiem już, czym jest dobro, a czym zło! -  krzyknęła, a ja momentalnie podniosłam się z ziemi, spoglądając na nią z przerażeniem. Nie potrafiła płakać, choć czułam, że łzy są jej jedynym pragnieniem. Drżała na całym ciele. Nie miałam zamiaru jej pocieszać. Moim współczuciem jeszcze pogorszyłabym sprawę. Pozostało mi tylko czekać, aż się uspokoi.  Wiedziałam, że ma rację. Chciałam uciec. Zbierałam się na odwagę. Błagałam w myślach, by przypadkiem nie było już za późno.
Wyraz twarzy Evy stopniowo stawał się mniej wyraźny.  Z czasem wyglądała tak, jakby była martwa. Nie odzwierciedlała żadnych uczuć. Jedynie wpatrywała się tępo w jakiś punkt na ścianie. Zaczęła szeptać pod nosem jakieś nie zrozumiałe słowa. Udawała, że mnie nie widzi. Miałam ochotę wybudzić ją z transu, lecz stwierdziłam, że każdy musi mieć chwilę na przemyślenie pewnych spraw.
Po kilku minutach dziewczyna gwałtownie wstała.
- Źle się czuję – mruknęła, jednocześnie tłumacząc przyczyny swojego niecodziennego zachowania. Pobiegła w stronę łazienki, gdzie zamknęła się na klucz.
Poszłam za nią.
- Eva? – zawołałam, chcąc upewnić się, że wszystko w porządku.
Nie usłyszałam odpowiedzi.  Jedynie ciche postukiwania, głośny oddech.
- Otwórz, proszę – powiedziałam zdecydowanym głosem.
Cisza, która pogłębiła mój strach. To, co jest niewidoczne dla oczu, przeraża nas najbardziej.
Uderzyłam pięścią w drzwi, co nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Zaczynałam snuć różnorakie czarne scenariusze i domysły. Moja wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach, podczas gdy miałam ochotę ją wyłączyć. Wolałam jednak nie błagać o spełnienie tej prośby. W ciągu ostatnich miesięcy nauczyłam się jednego: to, czego pragnę, niekoniecznie przynosi mi korzyść.
Nagle usłyszałam głośny huk, jakby uderzenie o jakiś twardy przedmiot. Westchnęłam nerwowo. Bałam się, że moje błędy mogły zapoczątkować to, co stało się w środku pomieszczenia.  Szczerze mówiąc,  wolałam nie wchodzić do łazienki. Byłam zbyt tchórzliwa. Wolałam udawać, że nic się nie stało.  Nie potrafiłam jednak dłużej oszukiwać własnych myśli.
- Jeśli nie odezwiesz się w tej chwili, wezwę karetkę – niemal jej groziłam. Próbowałam za wszelką cenę zmusić ją do wypowiedzenia choć jednego słowa. Na marne. Strach paraliżował mnie coraz bardziej. Nie miałam pojęcia, jak powinnam zachować się w tej sytuacji. Wybiegłam na zewnątrz, zatrzymując się przed oknem prowadzącym do łazienki. Chwyciłam do ręki kawałek rury leżący pod moimi nogami, po czym uderzyłam nim w szybę, która roztrysnęła się na miliony drobnych szkiełek. Robiłam to z zamkniętymi oczyma. Po chwili jednak musiałam wybierać:  życie przepełnione cierpieniem czy pewna śmierć? Zdecydowałam się na pierwszą opcję. Wszystko, nawet największy ból  był warty przeżycia.
Spokojnie, powoli otworzyłam moje powieki. Doznałam szoku. To trochę tak, jakbym przez kilkanaście lat nie widziała twarzy Evy. Gdy znów mogłabym to zrobić, cios byłby nieunikniony. Zmianę, jaka zaszłaby w jej wyglądzie, przyjęłabym z niedowierzaniem. Nie uznałabym jej. Mimo że minęło zaledwie kilka minut, poczułam się podobnie. Dziewczyna leżała odwrócona twarzą do mnie. Obok jej głowy zauważyłam krew. Byłam przerażona, lecz wiedziałam, że jeśli nie pomogę jej teraz, będę żałowała tego do końca życia. Musiałam wziąć się w garść.
Weszłam do pomieszczenia przez wybite okno. W jednej chwili ogarnęła mnie bezradność. Zapomniałam o wszystkich zasadach udzielania pierwszej pomocy. Miałam wrażenie, że zostałam zupełnie sama, mimo tego, że zaledwie kilka metrów dalej znajdowało się inne mieszkanie, inni ludzie, żyjący swoim życiem, a jednocześnie tak bardzo podobni do mnie. Błagałam w myślach o choć jedno słowo wypowiedziane przez ludzką istotę, bym mogła uwierzyć, że nie zostałam pozostawiona sama sobie. Uklęknęłam. Bałam się jej dotknąć. Przecież zamiast człowieka mogłabym zastać tylko zimne ciało. Zaczęłam jednak  nerwowo potrząsać jej ramionami.
- Obudź się! – wrzeszczałam do kogoś, kto w tamtej chwili przestał istnieć.  Jedynym, co mi pozostało, był telefon spokojnie spoczywający w mojej kieszeni. Wyjęłam go, wybierając numer pogotowia ratunkowego.   Zdrętwiałymi palcami myliłam się kilkanaście razy, zanim ostatecznie zdążyłam nacisnąć przycisk zielonej słuchawki. Po krótkim oczekiwaniu usłyszałam czyjś głos. Uczucie bezradności na moment zniknęło.
Podałam ratownikowi wszystkie potrzebne dane. Adres, opis sytuacji, dane osobowe. Przyciskałam komórkę do ucha jakby to ona była moją jedyną deską ratunku. Bałam się, że wypuszczę ją z rąk. A wtedy ponownie wróciłaby samotność.
Obiecali, że przyjadą jak najszybciej. Nie miałam pojęcia, co zrobić z resztą tego czasu. Być może powinnam była sprawdzić, czy dziewczyna oddycha. Wciąż była nieprzytomna.  Uderzyła głową o ubikację. Podobne urazy z pewnością należały do poważnych  i wymagały natychmiastowej interwencji.
- Otwórz oczy! – Wypowiedzenie tych słów było jednak jedyną czynnością, którą potrafiłam wtedy wykonać.  – Zaraz ktoś ci pomoże – szeptałam nieprzerwanie. – Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Ułożysz sobie życie, obiecuję ci to. Wyjdziesz z tego cało. Nie będziesz musiała się już dłużej męczyć. Będziesz wolna.
Miałam wrażenie, że znalazłam się na bezludnej wyspie i tylko ciągłe używanie mojego głosu sprawiało, że jeszcze nie zwariowałam.  Dzięki temu wiedziałam, że żyję.  Żałowałam, że czasem życzyłam sobie, by odciąć się od świata zewnętrznego. Nie wiedziałam, co mówię. Można przecież przeżyć ciągłe kłótnie, niezrozumienie, brak akceptacji. Znacznie gorzej jest z samotnością.
Usłyszałam głośne wycie karetki pogotowia.    
- Jeszcze tylko kilka sekund. Wytrzymasz – powiedziałam cicho, po czym pobiegłam w stronę drzwi, by wpuścić do środka ratowników medycznych.  Poczułam się bezpiecznie. Dwaj wysocy i silni mężczyźni powitali mnie współczującym spojrzeniem. Ja zaprowadziłam ich do łazienki. Wzięli na nosze bezbronne ciało Evy i zanieśli je do wnętrza pojazdu. Odprowadziłam ich wzrokiem, nie opuszczając mieszkania. Odjechali prawie z piskiem opon. Cieszyłam się – dziewczyna dostała drugą szansę, po tak traumatycznym wstrząsie mogła zacząć od nowa. Dzięki cierpieniu odżywamy na nowo.  Z drugiej strony przepełniał mnie strach przed świadomością, że Eva może już nigdy nie wrócić.
-Pomóżcie mi! – krzyknęłam, głaszcząc zimną podłogę, z nadzieją na to, że ktoś mnie usłyszy.
Jeszcze przez jakiś czas słyszałam ogłuszający sygnał, później była już tylko cisza. Odwróciłam się w stronę wnętrza opustoszałego pokoju. Wyglądał zupełnie inaczej niż zwykle. Ten dom bez niej i bez Harleya był niczym. Wokół tyle wspomnień... co prawda większości z nich nie nazwałabym przyjemnymi, lecz to właśnie tutaj poznałam smak prawdziwej przyjaźni i gorzkie konsekwencje z nim związane. To tutaj po raz pierwszy upiłam się do nieprzytomności. To tutaj wzięłam pierwszą dawkę narkotyków. To tutaj zaczęłam tego wszystkiego żałować. To tutaj zrozumiałam, kim naprawdę jestem. Wiedziałam, że osobą potrafiącą skrzywdzić mnie najmocniej byłam ja sama.  Przepełniona żalem i pustką, osunęłam się na ziemię, płacząc jak małe, bezbronne dziecko. Widziałam świat rozpadający się na moich oczach i nie byłam w stanie pojąć, że w dużym stopniu przyczyniłam się do jego upadku.  Konałam razem z nim, by po przebudzeniu zacząć żyć od nowa.





***
Szczerze, to był rozdział, który pisało mi się najtrudniej (szczególnie jego drugą część). Już sama nie wiem, dlaczego. Może to przez szkołę i dużą ilość obowiązków... kto wie. W każdym razie mam nadzieję, że z następny będę pisać trochę krócej niż miesiąc. 
Co do Harleya i Evy, myślałam nad tym dość długo. Początkowo chciałam po prostu zostawić tę kwestię w takim stanie, w jakim jest obecnie, lecz zdecydowałam, że jednak rozwinę ten wątek :) 


9 komentarzy:

  1. ale emocje !

    czytałam to z wytrzeszczonymi oczami i czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę fajnie, że dodałaś nowy rozdział. Uwielbiam Twoje opowiadania ze względu na to, że mnóstwo w nich mądrych przemyśleń, które pozwalają zastanowić się nad pewnymi sprawami, zatrzymać na chwilę. Z każdego rozdziału dałoby się wyciągnąć kilka gotowych sentencji ;)
    Ten wpis w pamiętniku Belli... Nie sądziłam, że to wszystko się tak potoczyło. Kobieta była taka szczęśliwa, stając przed możliwością zostania matką. Zerwała ze swoim dawnym życiem, porzucając narkotyki oraz złe towarzystwo, zaczęła o siebie dbać, gotowa na powitanie dziecka, promyka radości. Ponadto udało jej się spotkać mężczyznę, który zaakceptował ją ze wszystkimi wadami. Razem z Joeyem Belli udałoby się wychować córeczkę, Grace mogłaby być szczęśliwa. Niestety... Zastanawiam się, co stało się z pamiętnikiem Isabelli. Dlaczego jej jedyna córka go nie dostała? Po przeczytaniu tych szczerych wpisów na pewno miałaby inne spojrzenie na postać matki.
    Eva zatraciła się w tym całym świecie. Dziwi mnie jednak, że nigdy nie nabrałam wrażenia, aby ona chociaż próbowała oderwać się od narkotyków i tego całego gówna. Dlaczego? Słaba wola? A może brak odwagi? Może ten brud pozwalał jej przeżyć? Jak widać nie bardzo... Nie wiem czemu, ale uważam, że ta rana Evy wcale nie jest przypadkiem. Podejrzewam, że dziewczyna chciała targnąć się na własne życie, Bogu dzięki, że Grace zareagowała błyskawicznie.
    Mnie się ten rozdział czytało bardzo przyjemnie. Czekam na ciąg dalszy ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedna Bella... już wszystko układało się tylko lepiej. Zerwała ze swoim nałogiem, dawnym życiem, poznała mężczyznę, którego pokochała i w tym momencie dopadła ją choroba. Życie jest okrutne i pełne podłych niespodzianek...
    Gracie też ma teraz nie za wesoło. Zagubiła się i nie może się odnaleźć, tym bardziej, że Eva (według mnie) chciała targnąć się na własne życie. Nic nie jest proste w tym świecie, tam nawet nie ma pewności czy 2+2 jest cztery.
    Czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początku dziękuję Ci za miły komentarz na moim blogu. Właśnie dzięki takim czytelnikom, jak Ty, mam zapał do dalszego pisania.
    Jeśli zaś chodzi o Twoje opowiadanie, to na wstęie chciałam powiedzieć, że bardzo podoba mi się to, że na początku każdego kolejnego rozdziału pojawia się jakiś cytat. Pewnie znalezienie odpowiedniego cytatu do każdego rozdziału zajmuje trochę czasu, za to efekt jest świetny, bo dzięki temu już na początku rozdziału tworzy się jakiś niezwykły nastrój.
    Bardzo podobają mi się te fragmenty pamiętnika. Są pełne emocji, a cała historia Belli jest piękna, a nawet wzruszająca. Uzależniona od narkotyków kobieta za wszelką cenę próbuje uratować swoje nienarodzone dziecko. I w dodatku udaje jej się znaleźć kogoś, w kim się zakochuje. A potem nagle okazuje się, że szczęście nie będzie trwało długo, bo Bella ma już wkrótce umrzeć... Poza tym dzięki tym fragmentom pamiętnika można zauważyć, że Grace niestety zaczyna iść w ślady matki. Wyjechała, żeby dowiedzieć się czegoś o sobie i swojej matce, a tymczasem kończy jako uzależniona dziewczyna, bez pieniędzy no i z wyrzutami sumienia za powodu tego, co spotkało jej przyjaciół. No właśnie - Eva i Harley, niby są przyjaciółmi Grace a z drugiej strony to właśnie oni wciągnęli dziewczynę w cały ten świat imprez, alkoholu i narkotyków. Może i nikt nie zmuszał do tego głównej bohaterki, ale jej życie mogłoby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby nie spotkała tej dwójki. Dodatkowo muszą nią targać ogromne wyrzuty sumienia - dwoje obcych ludzi wyciągnęło do Grace pomocną dłoń, stali się jej przyjaciółmi, a tymczasem Harley skończył w szpitalu, a Evę zabrała karetka. Zdecydowanie Grace nie ma łatwego życia.
    Poza tym zastanawia mnie jeszcze sprawa "ojca" Grace. Dziewczyna zdaje się go niemal nienawidzić, a tymczasem odniosłam wrażenie, że mężczyzna chce dla dziewczyny jak najlepiej. Nie wiem więc, czy takie nastawienie dziewczyny do jej "rodzica" jest spowodowane jakimiś zdarzeniami, które nie zostały jeszcze przedstawione w poprzednich rozdziałach, czy może to tylko kwestia tego, że mężczyzna nie jest biologicznym ojcem Grace. No właśnie, jeszcze to pisanie "ojciec" w cudzysłowie, jeszcze bardziej podkreśla brak akceptacji przez Grace tego mężczyzny jako rodzica. Jak dla mnie rodzic to rodzic, nieważne czy biologiczny, jeśli tylko kocha. Grace jednak ma chyba odmienne zdanie na ten temat.
    W każdym razie bardzo spodobało mi się Twoje opowiadanie, które przeczytałam błyskawicznie. Oczywiście dodaję Twój blog do linków i czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale czuje, że tym rozdziałem, nieźle poruszyłaś moją psychikę i trochę minie zanim przemyślenia o nim opuszczą moją głowę i powrócę do normalnego życia, w którym jest znacznie mniej cierpienia niż w, otaczającym Grace świecie. Nie zazdroszczę jej, nigdy nie chciałabym się znaleźć na jej miejscu, ale jednocześnie przepełnia mnie chęć, zbliżenia się do dziewczyny, chęć pomocy jej i wsparcia w tych trudnych chwilach, które właśnie przejęły jej życie. Mam wrażenie, że popełnia błędy matki, a każdy kolejny krok, który postawi w życiu, nie będzie wcale łatwiejszy od poprzedniego. Mimo to mam nadzieje, że wszystko wróci na dobrą drogę, że Eve będzie żyła, że Grace porzuci nagły nałóg, w jaki popadła i że wszystko stanie się bardziej kolorowe, albo przynajmniej szare, tak aby zniknęła czerń, która znajduje się już, przy każdej próbie uchylenia powiek.
    Przyznaje, że jestem pod wrażeniem. Rozdział napisałaś fenomenalnie, a emocje, którymi jest on przepełniony - to coś pięknego i poruszającego zarazem. Lubię czytać nowe rozdziały u ciebie. Dają naprawdę wiele do myślenia, a zaduma nad nimi to coś, co jest nieodłączną częścią lektury, jaka czeka na czytelnika tekstów spod twojego pióra. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej matka miała białaczkę... Cały czas byłam pewna, że to narkotyki ją zabiły. A jednak nie do końca. Co nie zmienia faktu, że i tak wyniszczyły jej organizm. Może gdyby nie one, to miałabym jakąkolwiek szansę, chociaż minimalną. Może wtedy Grace miałaby matkę. Chociaż matka narkomanka to raczej nie jest nic przyjemnego. Ale może po urodzeniu córeczki Bella spróbowałaby zwalczyć nałóg. Dobra, może, może... ale tego to się już pewnie nie dowiem. Mimo wszystko jestem pełna podziwu dla Belli, że zdecydowała się oddać życie za to, aby jej córeczka mogła się urodzić. To ogromne poświęcenie i trzeba mocno kogoś kochać, żeby się na nie zdecydować. To takie piękne, a zarazem przerażające. Co z Evą? Polubiłam ją i mam nadzieję, że przeżyje. Głęboko liczę na to, że razem z Grace zdołają pokonać narkotyki i wyjść na prostą. Eva twierdzi, że nie zna innego życia. No okay, ale niech spróbuje. Może się uda.

    OdpowiedzUsuń
  7. http://bitwa-o-szczescie.blogspot.com - zapraszam na nowy rozdział. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej :) W końcu dodałam u siebie nową notkę, do której przeczytania Cię serdecznie zapraszam:) some-stories. blog.onet. pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Na koszmar-na-jawie.blogspot.com pojawił się nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń