"Mówi się, że miłość jest ślepa. Wierzcie mi, to zupełne kłamstwo – nie ma niczego bardziej widzącego niż prawdziwa miłość. Niczego. Jest ona czymś najwyraźniej widzącym pod słońcem. Poświęcenie jest ślepe, przywiązanie jest ślepe, pożądanie jest ślepe – ale nie prawdziwa miłość. Nie popełnij błędu i nie nazywaj tych uczuć miłością. "
Anthony de Mello
***
***
Rozdział VI
Drogi
Pamiętniku!
Wyobraź
sobie świat, na którym mieszka tylko jedna osoba. Nie możesz się do nikogo odezwać, istniejesz
sam na sam z własnymi słabościami, wadami, nie popełniasz żadnych błędów. Ile
jesteś w stanie wytrzymać? Wkrótce zwariujesz.
Pragniesz zobaczyć czyjąś twarz, nieważne, czy przyjaźnie, czy raczej
wrogo nastawioną wobec Ciebie. Cisza Cię wykańcza. Krzyczysz, choć po chwili Twój
głos ustaje. Znów słyszysz własne myśli. Nadzieja stopniowo odchodzi. Znika jak
płomień wypalonej świecy. A Ty wciąż żyjesz, w zasadzie tylko egzystujesz.
Uwierz
mi jednak, że osobisty świat wcale nie jest potrzebny, by się tak poczuć.
Czasem rozmawiając z niektórym osobami, mam wrażenie, że mówię w zupełnie innym
języku. Powtarzam wyuczone emocje, których nikt nie pojmuje, jakbym pochodziła
z zupełnie obcego kraju. Na szczęście jest ktoś, z kim znalazłam wspólny język.
Nadeszły
święta Bożego Narodzenia. Nigdy nie spędzałam ich w rodzinnym gronie. Nie było
choinki, wspólnej kolacji i wręczania sobie prezentów. W gruncie rzeczy nie
brakowało mi tych wszystkich rarytasów. Były jak towar z najwyższej półki.
Pogodziłam się z tą myślą. Przecież nie można tęsknić za czymś, czego nigdy się
nie zaznało.
Tym
razem Joey zaprosił mnie do siebie. Powiedział jeszcze, że odwiedzi go
najbliższa rodzina. Nie miałam pojęcia, jak powinnam nastawić się na tę wizytę.
On był wyjątkowy, inny niż reszta mężczyzn, których poznałam. Miał zupełnie
inne priorytety, poglądy na świat. Nie przepadał za upijaniem się w trupa,
narkotykami i dzikimi imprezami. Zapewne dlatego czasem czułam się obco w jego
towarzystwie. Wiedziałam jednak, że
znajomość z nim nie jest kolejnym błędem.
Rodzice
Joeya byli miłymi staruszkami po sześćdziesiątce. Traktowali mnie tak, jakbym
była małym dzieckiem, troszcząc się o najmniejszy szczegół. Pytali: „Jesteś
głodna?” lub „Nie jest Ci zimno?”. Czułam się ważna. Nie interesowało ich to,
kim jestem. Byłam dla nich po prostu przyjaciółką Joeya. Jego mama przez całe
popołudnie krzątała się w kuchni, przygotowując różne potrawy. Starałam się jej
pomóc, lecz gotowanie nie było moją mocną stroną, w odróżnieniu od bruneta
czującego się w tym zakątku domu jak ryba w wodzie. Później dołączyła do nas
jego starsza siostra, Cindy. Zjedliśmy wspólną kolację. Cały czas wyczuwałam
charakterystyczną, ciepłą atmosferę. Nie liczyło się to, że na dworze spadł
śnieg. Miałam wrażenie, że nawet gdybym wyszła na zewnątrz w bluzce na
ramiączkach i krótkiej spódniczce, nie odczuwałabym zimna.
Śmialiśmy
się, opowiadając sobie różne historie. Rodzice Joeya wspominali swoje
dzieciństwo, Cindy mówiła, jak ze zniecierpliwieniem czekała na otwarcie
prezentów. To wszystko było dla mnie tak idealne, że zaczynałam wątpić w
autentyczność tamtej sytuacji. Słuchałam jak zahipnotyzowana. Śniłam na jawie. Nikt
nie pytał o nic. Wszyscy doskonale wiedzieli, że jestem wariatką. Dzięki mojemu
szaleństwu czułam się bezpiecznie, chyba po raz pierwszy w życiu. Nie zmienia
to jednak faktu, że narkotyków nienawidziłam ze wzmożoną siłą. Sama także nie
zaczęłam ani jednej konwersacji. Milczałam. Bałam się, że, wypowiadając choć
słowo, zdradzę wszystkie swoje tajemnice. Nie byłam jeszcze gotowa, by ukazać
swoje prawdziwe oblicze. Jakby moja twarzy została pokryta milionem blizn.
Jednocześnie brzydziłam się
kłamstwem, dlatego, ignorując wszelkie zasady kultury, odeszłam od stołu.
Musiałam ochłonąć. W końcu nie tylko widok cierpienia jest trudny do przyjęcia.
Czasem trudno uwierzyć nawet w szczęście.
Był
już wieczór. Podeszłam do okna, by przyjrzeć się obrazom malującym się na
zewnątrz. Dom Joeya Fieldesa mieścił się w wyjątkowo spokojnej okolicy. Nie
dostrzegłam ani jednej żywej duszy. Wszyscy pochowali się w swoich mieszkaniach,
żyjąc rzeczywistością, która była dla mnie jak słodki, zimowy sen. Westchnęłam,
gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Odruchowo odwróciłam się w ich stronę.
Brunet przytulił mnie do siebie. On wiedział o mnie prawie wszystko. Później
podarował mi pudełko opakowane w kolorowy papier. Stwierdził, że z pewnością
nie zajrzałabym pod choinkę, dlatego postanowił dać mi to osobiście. Posłusznie
rozpakowałam prezent. W środku znalazłam niewielkich rozmiarów książeczkę,
która miała mi pomóc w wybraniu imienia dla dziecka. Chwyciłam ją drżącymi
rękoma, lecz ta spadła na podłogę. Joey ją podniósł. Przeczytałam informację ze
strony, która otworzyła się podczas upadku. Łaska. Grace. Nowe życie, a w
zasadzie dwa nowe życia.
Zawiesiłam
mu ręce na szyi, dziękując za prezent. Dziękując za to, że nie potraktował mnie
jak zwykłej ćpunki, za wszelką cenę próbował ujrzeć we mnie człowieka, choć
nawet ja przestałam wierzyć, że nim jestem. Popatrzył na mnie swoimi dużymi,
niebieskimi oczyma. Nasze usta zbliżyły się do siebie. Zaczęliśmy się całować.
Wiem,
że ta miłość jest zupełnie inna. Liczą się w niej przede wszystkim uczucia.
Przetrwa więcej niż jedną noc. Bo fundament, na którym jest zbudowana, ma
kluczowe znaczenie. To poczucie bezpieczeństwa. Gdy spoczywam w ramionach Joeya,
mam wrażenie, że cały świat przestaje istnieć. Jest zupełnie inaczej niż w
przypadku większości mężczyzn, z którymi byłam – razem, lecz jako osobne
części.
Położyłam
się na podłodze obok niego, ściskając jego dłoń. „Śpij, ja będę przy tobie,
zawsze” powiedział. Ja wówczas zamknęłam oczy.
Bella
25.12.1993r.
Uciekłam z miejsca
zdarzenia jak tchórz. Policja
prawdopodobnie już przyjechała. Jej siedziba mieściła się zaledwie dwie
przecznice dalej. Harley nie zdążył uciec zbyt daleko. Wiedziałam, że nas nie
wyda. Nie zrobiłby tego. Przeszedł wystarczająco wiele, by zrozumieć, że
solidarność wobec przyjaciół należy
stawiać na pierwszym miejscu.
Wyobrażałam sobie, jak
zakuwają go w kajdanki, popychają na siedzenie radiowozu, jak gdyby nic nie
znaczył.
Pędziłam, pragnąc
zapomnieć o całym zdarzeniu. Chciałam dostać drugą szansę, cofnąć czas, by już
drugi raz nie popełniać tego samego błędu. A jednak, stało się. Gdyby nie moje
niefortunne wyjście poza teren sklepu wszystko skończyłoby się zupełnie
inaczej. Dostałam solidną nauczkę, ale czy na pewno najgorszą z możliwych?
Powinnam była teraz gnieść się w policyjnym samochodzie, błagając o najlżejszy
wyrok.
Wszystko, co zakazane jest
cudowne, dopóki na jaw nie wyjdzie cała prawda. Zupełnie jak zrzucenie z oczu
różowych okularów.
Dotarłam do parku. Oparłam
dłonie o jedno z potężnych drzew. Jego gruby konar podtrzymywał gałęzie. Zapewne wzrastał cierpliwie przez
wiele lat. Nie szukał drogi na skróty, nie miał innego wyboru. W gruncie rzeczy
było mu o wiele łatwiej niż
ludziom. My dostaliśmy wolną wolę,
możliwość dokonywania wyborów. To niesamowity dar, choć czasem nie zdajemy
sobie sprawy, jak wielkim jest obowiązkiem.
Nagle popchnęła mnie
czyjaś silna ręka. Upadłam na ziemię.
- Co ty sobie
wyobrażałaś?! – Usłyszałam głos. Z trudem się podniosłam, odwracając głowę w
kierunku mojego napastnika. Zobaczyłam twarz Evy. – Jesteś idiotką czy tylko
udajesz?! Mówiłam Ci, że masz zagadywać kasjera, a nie prowadzić jakieś durne
wycieczki po Brooklynie – kipiała ze złości, jednak mówiła dość cicho, by
przypadkiem po chwili obok niej nie znalazła się grupka wścibskich gapiów.
Nie próbowałam się bronić.
Tylko patrzyłam, czułam, jak jej słowa uderzają mnie niczym miliony bezlitosnych
ciosów. W końcu dziewczyna uniosła nade mną pięść. Zadrżałam, pragnąc zamknąć
oczy, wierzyć, że nagle znalazłam się w zupełnie innym, bezpiecznym świecie, że
już nic mi nie grozi. Bałam się olbrzymiej odpowiedzialności za swoje błędy,
choć ta była koniecznością.
Brunetka zastygła w
bezruchu, jakby ktoś zatrzymał film, a ja dostałam szansę ucieczki, z której
nie skorzystałam. Eva po chwili ciszy
wybuchnęła bezgłośnym płaczem, padając na ziemię obok mnie. Szlochała. Jej
świat się zawalił. Przecież poniekąd sama przyczyniłam się do jego rozpadu.
Ani drgnęłam. Nie
wiedziałam, jak jej pomóc. Kobieta jednak szybko przytuliła się do mnie,
szukając pocieszenia.
- Pójdzie siedzieć –
wyjąkała. – Już raz dostał wyrok w zawieszeniu, teraz mu nie odpuszczą !
Cena, jaką płaciliśmy za
naszą nieodpowiedzialność była bardzo wysoka. Szkoda, że poznałam ją dopiero
wtedy, gdy było już za późno, by cokolwiek zmienić.
Podniosłam
się z ziemi, podając rękę dziewczynie.
-
Może nie będzie tak źle, trzeba być dobrej myśli – wyszeptałam, starając się
wierzyć we własne słowa, co było porównywalne z niemożliwym. Gdyby wypuścili
Harleya, ja również wyszłabym z tej opresji bez szwanku. Wyrzuty sumienia nie
dręczyłyby mnie aż tak silnie, budząc w środku nocy.
Wystarczyło
tylko spojrzeć na małe, niesforne dziecko nieświadome tego, jak bardzo może
zranić najbliższą osobę. Mówi swojemu rodzicowi: „Nienawidzę cię”, tylko
dlatego że nie pozwolił mu zjeść kolejnej paczki cukierków. Rozumie swój błąd,
dopiero spoglądając na smutną twarz mamy lub taty, przeszytą mieczem
cierpienia.
Najbardziej
ranią ci, na których zależy nam najmocniej.
Dziewczyna
po krótkiej namowie wstała, ocierając łzy z czerwonych i napuchniętych oczu.
-Możemy
go odwiedzić –stwierdziła wreszcie. Przytuliła mnie po raz kolejny. Drżała ze
strachu.
-
Najpierw ochłoń – starałam się ją uspokoić. Nigdy nie widziałam jej w takim
stanie. Zawsze na jej twarzy widniał bezgraniczny uśmiech. A jeśli to była
tylko kolejna maska? Kłamstwo? Tak łatwo dawałam się nabrać. Wydawało mi się,
że zdołałam uciec od fałszu, choć w rzeczywistości wpakowałam się w jeszcze
gorsze bagno. Świat stawiał przede mną przeszkody, których nie byłam w stanie
przekroczyć. Przemalowywał mrok na miliony różnorakich kolorów, przez co szybko
biegłam w ich kierunku.
Po
dwugodzinnym spacerze Eva doszła do siebie. Obie ruszyłyśmy w kierunku gmachu
policji. Jak zwykle o tej porze roku było potwornie gorąco. Wlepiłam wzrok w
podłogę błagając w duchu, by brunetka nie wypowiedziała ani słowa. Ogarnęła mnie bezradność.
Po
dłuższej wędrówce dotarłyśmy na miejsce. Zanim zobaczyłyśmy się z Harleyem,
musiałyśmy przejść przez szereg niezbędnych procedur. Eva, w odróżnieniu ode
mnie, wiedziała, co robić. Wreszcie ujrzałam twarz blondyna. Wyłonił się zza
stalowych drzwi. Był skuty kajdanami. Szedł pochylony, nawet nie raczył
spojrzeć w stronę swojej dziewczyny. Wiedziałam, że tajemnica dotycząca
kradzieży ciąży na nim niczym ogromny kamień. Po chwili przystanął. Brunetka
rzuciła mu się w ramiona. On przyjął ją zupełnie bez emocji. Cały czas
obserwował ich policjant, starając się usłyszeć nawet najcichsze słowo.
-Martwię
się o ciebie – powiedziała Eva, unosząc wzrok. Mimo wszystko była szczęśliwa,
że mogła go zobaczyć. Tylko jego twarz sprawiała, że zaczynała się uśmiechać.
Nawet kilka godzin bez chłopaka było dla niej katorgą.
-
Niepotrzebnie. Zgniję tutaj – odepchnął ją na odległość ramienia.
-
Nie mów tak! – przerwała mu.
Widać
było, że Harley się zdenerwował. Wypuścił powietrze przez nos i zacisnął pięść, zupełnie tak, jakby
powstrzymywał się przed uderzeniem kogoś.
-
Przestań zadręczać mnie swoimi optymistycznymi gadkami – rzekł zdecydowanie,
patrząc na nią jak na głupca. - Ciągle słyszę tylko: „Wszystko będzie dobrze,
jakoś się ułoży”. Mam tego dość! – przedrzeźniał ją. – Nie, nie będzie dobrze.
Nie licz na to. Nic nigdy nie było dobrze. To była fikcja, rozumiesz? Nie
kochałem cię. Przykro mi, że się zawiodłaś. Postaraj się przyjąć do wiadomości
to, że nikt tutaj nie chce być samotny. Pragnąłem mieć tylko jakąś towarzyszkę,
nic więcej. Akurat trafiło na ciebie.
Ubzdurałaś sobie, że jesteś moją dziewczyną, planowałaś ze mną swoją
nieistniejącą przyszłość… – mówił, a na twarzy brunetki pojawiały się drobne,
błyszczące krople. Skutecznie je ukrywała.
Miała
uczucia. Miliony niewypowiedzianych słów cierpienia, a gdy nadarzyła się
okazja, by wszystko przedstawić światu, zamilkła. Policjant patrzył na tę scenę
jak na zwykłe, ckliwe przedstawienie, śmiejąc się pod nosem. Harley doprowadził
Evę do rozpaczy. Kiedy skończył, kobieta nie była w stanie się odezwać.
Otworzyła usta, lecz wydobył się z nich tylko cichy jęk.
„Nie
kochałem cię”.
Harley
wyżył się na niej jak na śmieciu, potraktował jak zabawkę. A ona była równie
naiwna jak ja. Z trudem łapała oddech.
-
Aha – odrzekła wreszcie, zmęczona powstrzymywaniem się przed wybuchem płaczu.
Odeszła niepokonana przez jego gniew, agresję, nie dając mu satysfakcji. Choć
blondyn wiedział, jak bardzo cierpi, ona zachowała pokerową twarz.
Przeszłyśmy
przez duże, przeszklone drzwi. Moim oczom ukazały się wysokie wieżowce,
otaczające nas ze wszystkich stron.
Uniosłam głowę wysoko, próbując ogarnąć wzrokiem otwartą przestrzeń,
podczas gdy moja towarzyszka ukryła twarz w dłoniach. Delikatnie dotknęłam jej
ramienia w geście zrozumienia.
-
Zostaw mnie! – wrzasnęła nagle.
-
Jesteś teraz zdenerwowana. Czyjaś obecność ci pomoże…
-
Ty nadal niczego nie rozumiesz, prawda? Nie wiesz, dlaczego pozwoliłam ci na
wpakowanie się w to bagno. Bo tylko w ten sposób mogłam okłamywać siebie,
wierzyć w to, że nie robię nic złego. Ale to nie jest życie. Uciekaj stąd jak
najdalej, póki jeszcze jesteś w stanie, Gracie. Dla mnie jest już za późno. Ja
już nie umiem żyć. To tylko trwanie od imprezy do imprezy, od jednego zastrzyku
do drugiego. Nie przeżyję dnia bez dragów
czy wódki. Harley ma rację.
-Przestań
wygadywać głupoty. Jesteś silna, możesz wygrać z nałogiem – mówiłam, starając
się ją pocieszyć. I wtedy dotarło do mnie, że Eva była jak moja mama. Tak samo
cierpiąca, a jednak wystarczająco wytrwała. Bella Forest wydała mnie na
świat i jedyne, co powinnam była dla
niej zrobić, to okazać wdzięczność i szacunek. Tymczasem ja nie umiałam się na
to zdobyć. Nigdy nie starałam się jej zrozumieć. Czasem była dla mnie zwykłą
ćpunką, która zniszczyła mi życie przez swoje wybory.
-
Nigdzie nie ucieknę, Eva – zawyrokowałam. – Przyjaciół się nie zostawia.
-
Oszalałaś? Nie jestem twoją przyjaciółką. Przyjaciele nie krzywdzą się nawzajem
– odpowiedziała.
-
Właśnie.
-
Mam ochotę się upić – ruszyła szybko przed siebie, zbiegła po schodach, cudem
się nie przewracając. Nie mogłam jej pozwolić na to, by stoczyła się jeszcze
niżej.
-
Teraz nie uciekniesz przed tym bólem. On będzie trwał, choć z czasem stanie się
coraz mniej uciążliwy. Później pozostanie po nim już tylko wspomnienie,
pamiątka na znak, że kiedyś cierpiałaś – krzyknęłam za nią.
Brunetka
odwróciła się w moim kierunku.
-
Ból związany z byciem oszukanym – powiedziałam cicho, jakby do siebie.
Wiedziałam o tym więcej, niż ktokolwiek inny, wciąż się ucząc.
Być może, nie doczytałam poprzedniej części..
OdpowiedzUsuńale zastanawiam się, czy zrobił to z troski i miłości czy na prawdę ją nie kochał... może chciał ją chronić, chciał by sobie ułożyła przyszłość bez niego.. albo na prawdę był taki dupkiem..
świetna część.. chyba na prawdę nie przeczytałam poprzedniej, miałam pewnie zamiar ale tyle obowiązków.. miałam nadrobić straty.. no ale od dzisiaj zaczynam ;)
Dziwne, bo mam wrażenie, że Harley nie powiedział prawdy i zrobił to tylko po to, by chronić Evę, ale z drugiej strony... możliwe, że nie oszukiwał.
OdpowiedzUsuńEch, a Eva... powinna wziąć się w garść i ułożyć sobie życie, tak samo jak Grace, która z pewnością nie zostawi swojej towarzyszki.
Czekam na następny, bo jestem ciekawa, co szykujesz dalej ;*
Jeśli chodzi o te opowiadanie, chyba najbardziej lubię kartki z pamiętnika Belli. Są takie prawdziwe, przepełnione emocjami... Cieszę się, że odnalazła miłość w ramionach Joey'a. To przede wszystkim on przyczynił się do ogromnej przemiany, jaka w niej zaszła.
OdpowiedzUsuńTak tez przypuszczałam, że początkowo Eva będzie się wściekała na Grace za pojmanie jej chłopaka przez policję. Eva jest strasznie zagubiona i perspektywa utraty kogoś, w kim jest zakochana po prostu ją przeraziła. Myślałam, że może Harley się jakoś z tego wygrzebie i wszystko będzie dobrze... A tu coś takiego o.O Chociaż nie czułam większej sympatii do Harleya, zdziwiły mnie jego słowa, dlatego wydaje mi się, że powiedział tak tylko po to, by chronić Evę. Czy aby na pewno - wkrótce się przekonamy. Mam nadzieję, że Grace i Eva odnajdą szczęście, uciekając od zła.
Czekam na ciąg dalszy ;*
Na początku było mi szkoda Harley'a. Fakt, spieprzył sobie życie, ale więzienie...
OdpowiedzUsuńJednak po tym, co powiedział Evy, momentalnie go znienawidziłam. Jak mógł ją tak zranić? Co za dupek. Dobrze mu tak, że trafił do tego więzienia. Niech sobie tam siedzi. Mam nadzieję, że Grace zdoła jakoś pomóc przyjaciółce i nie będzie tak, że sama również stanie się taka jak matka. Niewiele jej brakuje. Liczę, że mimo wszystko poradzi sobie i ułoży życie.
Fajnie, że Joey nie traktował Belli jak ćpunki, a człowieka. o i spędzili święta w rodzinnej atmosferze. Kobieta skłamała, co do tego, jak wcześniej spędzała święta, ale trudno jej się dziwić. Bardzo lubię tę refleksyjną część Twojej historii. Znalazłam w tym rozdziale prawdziwą perełkę: " My dostaliśmy wolną wolę, możliwość dokonywania wyborów. To niesamowity dar, choć czasem nie zdajemy sobie sprawy, jak wielkim jest obowiązkiem." Bardzo prawdziwy cytat, a przy tym naprawdę pięknie ujęty.
OdpowiedzUsuńHarley najpewniej skończy w więzieniu. Jego słowa... no cóż mam nadzieję, że wypowiedział je, aby w jakimś stopniu ratować Evę i jednak ją kochał. Był naprawdę okrutny, swoimi słowami naprawdę zranił dziewczynę. W takiej sytuacji na pewno przyda jej się przyjaciółka. Oby jednak udało jej się wieść normalne życie i oby znalazła w sobie siłę, aby w ogóle spróbować porzucić dawne nawyki.
Pozdrawiam serdecznie!
Serdecznie zapraszam na magia-czterech.blogspot.com – właśnie ukazał się rozdział dziewiąty ;)
OdpowiedzUsuńNiesamowity rozdział pełen tylu emocji, że po prostu zapiera mi dech w piersiach. Jesteś niesamowita, wiesz? Czytanie twoich tekstów to po prostu rozpływanie się w doskonale dobranych słowach, tworzących genialną, idealną całość. Zdecydowanie pierwsza część z pamiętnika Belli, była weselsza i mimo, niezbyt radosnych wspomnień o samotnych świętach bardziej radująca serce, szczególnie chwila, gdy dziewczyna już wie, jak nazwać swoją córkę i momenty z Joeyem. Druga część była za to bardziej poruszająca i szczerze powiedziawszy mimo wszystko zachowanie Grace jest wzorowe. Trzeba przyznać, że nie ma ona talentu w wyborze przyjaciół, ale za to, jak już ich ma nie opuszcza ich i próbuje wspierać. Zresztą przykro mi z powodu Evy...
OdpowiedzUsuń