"Nikt nie jest tak bardzo zniewolony jak ktoś, kto czuje się wolnym, podczas gdy w rzeczywistości nim nie jest. "
J.W.Goethe
***
Drogi Pamiętniku!
Włóczę
się korytarzami placówki prawie niewidzialna- jak duch. Jestem własnym cieniem.
Każdy oddech jest niezauważalny, czuję, jak rozpływam się w powietrzu. Tak
trudno jest mi oddychać, by nie udusić się wyrzutami sumienia. Wiem, że spadam,
staczam się w nieskończoną przepaść, wypatrując czyjejś pomocnej dłoni.
Wymachuję rękami, próbując zdjąć opaskę spoczywającą na moich oczach, przysłaniającą
resztę świata. Codziennie rano cudem zwlekam się z łóżka.
Żyję,
by doczekać kolejnego dnia, który przeminie równie beznadziejnie, jak
poprzedni. Odliczam sekundy, minuty, w końcu godziny pozostałe do zachodu
słońca. Szkoda, że w ten sposób wszystko wydaje się być jeszcze bardziej
odległe.
Ośrodek
terapii uzależnień to ponure miejsce. Pełno w nim cierpienia, ludzi czekających
na ratunek. Cicho, niemal niesłyszalnie wołających o pomoc, choć jedno słowo
otuchy. Znajdują się tacy, którzy bez najmniejszego oporu potrafią udzielić im
rady. A ja jestem zbyt słaba, by uśmiechnąć się delikatnie, kącikami ust.
Milczę, ale to tylko przykrywka, kolejna maska. Przepełnia mnie myśl, że ten
dzień nic nie zmieni. Będzie taki sam, jak poprzednie. Kolejny wschód, zachód
słońca, niekończąca się rutyna. Czekam na gwiazdkę z nieba, która odmieni moje
życie jak w bajce z happy endem. Szybko, zważając na moją umierającą cierpliwość.
Ujrzę ją jednak tylko wtedy, gdy będę spoglądać w górę.
Wczoraj
mój krzyk samotności został przerwany.
Dziwiłam się sama sobie, że wystarczyło tylko kilka zdań, bez
konkretnego przesłania czy sensu.
Wyglądałam
przez okno – pogoda pozostawała niezmienna – gromadziły się tabuny burzowych
chmur, gdy pewien brodaty brunet trafił do mojego pokoju. Oznajmił, że szuka
swojej mamy, psychiatry, która zapomniała z domu śniadania. Powiedziałam, że
pomylił pokoje. On odwrócił się, szedł przed siebie, lecz zatrzymał się po
kilku krokach. Spojrzał na mnie z dziwną litością, po czym usiadł na krześle,
obok mojego łóżka. W jednej chwili ogarnął mnie spokój, jakbym wierzyła, że,
wbrew wszystkiemu, trafił do właściwej sali. Uśmiechnęłam się nieznacznie. Pierwszy
raz od kilku tygodni. Rozmawialiśmy. Dowiedziałam się, że ma na imię Joey,
jednak woli, gdy zwraca się do niego Joe i przepada za czekoladowymi ciasteczkami.
Poczęstował mnie. Stwierdził, że zjadłby wszystkie zanim znalazłby pokój, w
którym leży jego matka, dlatego wolał podzielić się nimi z kimkolwiek. W
gruncie rzeczy cieszyłam się jak małe dziecko na gwiazdkę, gdy dostaje
wymarzony prezent. Dla mnie tym prezentem był jego głos, pocieszenie. Wychodząc,
obiecał, że jeszcze tu zajrzy.
Do
tej pory nie wiem, co go skłoniło tego, by zostać. Być może byłam w tak
opłakanym stanie, że zrobił to tylko i wyłącznie z litości. Nie patrzyłam w lustro od bardzo dawna, mając
nadzieję, że dzięki temu zdołam powstrzymać skutki zażywania narkotyków. Jak
bardzo byłam naiwna…
W
zasadzie sam powód jego przyjścia nie jest dla mnie aż tak ważny. Żyję,
czekając, aż Joe ponownie mnie odwiedzi. To jest jak siła napędowa. Pragnę spotkania z nim tak,
jak głodny pragnie chleba. Muszę na nowo
napełnić się czyimś dobrym słowem. Jest naprawdę ciężko. Póki co, ograniczają
mnie mury ośrodka – nie mam dostępu do prochów, lecz wiem, że jeśli będę
naprawdę zdesperowana, znajdę jakiś sposób na tę absurdalną ucieczkę od
rzeczywistości.
Dodam
jeszcze, że mojej córeczce nic nie jest. Być może myślisz, dlaczego ciągle
upieram się, mówiąc, że urodzę dziewczynkę. Czuję to. Nie wyobrażasz sobie,
jaka to niezwykła łaska. Wydaje mi się, że wiem o niej wszystko. Nie chcę
narażać jej na kolejne nieprzyjemności przez moją słabość. Nie jestem już
niezależna. Wolna? Również nie, lecz mam coraz większe szanse, by to zmienić.
Twoja
Bella,
01.12.1993r.
Szłam obok Evy i Harleya
prowadzących mnie do wnętrza swojego domu, które, po pierwszych oględzinach,
zaczęłam nazywać „przyczepą”.
-Jak twoje nowe mieszkanie?
– zapytała brunetka, kontynuując temat naszej poprzedniej rozmowy.
- Całkiem ładne. Nieduże,
w kameralnym klimacie – odpowiedziałam.
W międzyczasie dotarliśmy
do salonu, gdzie znajdowały się dwa drewniane fotele i niewielki stolik.
Uważnie lustrowałam wzrokiem również wyblakłą ścianę. Nie wisiał na niej żaden obraz czy zdjęcie,
była po prostu pusta. Patrząc na nią poczułam obrzydzenie. W zasadzie bez
konkretnego powodu. Ta część Brooklynu już taka była. Cicha, niepozorna,
pozwalająca człowiekowi na walkę z własnymi myślami. Pusta.
- Cieszę się, że ci się
podoba – mruknęła bez entuzjazmu. Usiadła na fotelu, prosząc, bym zrobiła to
samo. Wykonałam jej polecenie. Materiał w krowie łaty, którym obite było
siedzenie, śmierdział papierosowym dymem. – Napijesz się czegoś?
- Wody – odpowiedziałam. W
międzyczasie brunetka otworzyła puszkę piwa. – Choć alkohol też może być –
zmieniłam zdanie.
Znałam ludzi, którzy
upijali się do nieprzytomności. To było ich życie. Dzień i noc byli własnymi
cieniami, jakby egzystując w ciele kogoś innego. Opowiadali, jak wspaniale
czują się podczas każdej z imprez, że są w stu procentach zrelaksowani. Tak
naprawdę szczerze im zazdrościłam. Ja byłam kontrolowana w dzień i w nocy. Nie
mogłam wracać po dwudziestej trzeciej czy nawet nocować u znajomych. Tęskniłam
za ogromem możliwości. Kierowała mną chęć pokazania „tacie”, że nie ma na mnie
żadnego wpływu. Pragnęłam złagodzić cierpienie. Przez osiemnaście lat ludzie
serwowali mi steki bzdur. Żyłam według ich zasad. Moje zdanie było jak składnik
powietrza nie wywołujący w nim żadnych zmian - zupełnie bezużyteczne. Chciałam
wreszcie poczuć się jak członek prawdziwej rodziny. Mimo że moja mama już nie
żyła, a ja wciąż nie potrafiłam jej pokochać, dążyłam do jej poznania.
Eva wstała, podchodząc do
czarnego odtwarzacza płyt CD. Nacisnęła guzik. Rozległa się muzyka. Ostry rock.
Po chwili dołączyli do nas jeszcze Harley i kilka innych osób, których imion
nawet nie zdążyłam zapamiętać. Byłam zbyt zajęta pogrążaniem się we własnych
słabościach.
Nie mogłam powiedzieć, że od
razu dobrze czułam się w ich towarzystwie. Byłam obca jak osobny puzzel,
zupełnie nie pasujący do układanki. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że każdy z
tych ludzi był tak samo zagubiony. Gdybym mogła połączyć ich w spójną całość, z
pewnością stworzyłabym coś porównywalnego z potworem, który był zmorą mojego
dzieciństwa.
Większość osób wstała,
zaczynając tańczyć. Inni rozmawiali ze sobą, prawie krzycząc. Nie mogli się
usłyszeć. Harley pobiegł do kuchni. Obserwowałam go kątem oka. Nie potrafiłam
znaleźć sobie miejsca. Chłopak wyciągnął z lodówki dwie kryształowe butelki z
wódką w środku. Poczułam to nieznośne kucie w sercu, które pojawia się zawsze
wtedy, gdy wiesz, że robisz coś nieodpowiedniego, a jednak nie możesz się
wycofać.
- Zaczynamy! – krzyknął
chłopak, powracając do salonu.
Eva postawiła przede mną
niewielki kieliszek, po czym nalała do niego trunku. Poklepała mnie po
ramieniu, prosząc, bym się napiła. Popatrzyłam na nią trochę przerażonymi
oczami jak zagubione dziecko. Nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić. Pójść za
głosem rozsądku czy kierować się w stronę, którą podążała brunetka. Wybór
należał do mnie, lecz był on zbyt trudny, bym mogła zdecydować sama.
Sugerowałam się podpowiedziami. Głos w mojej głowie ciągle powtarzał: „pokaż
mu, że nie ma nad tobą żadnej kontroli”.
Zaczęłam naśladować
resztę. Upiłam się po raz pierwszy w życiu. Poczułam gorzko-słodki smak
różnorakich silnych trunków, który z każdym kolejnym łykiem zmieniał się z
obrzydliwego na przyjemny. Do bólu związanego z pieczeniem w gardle można było
się przyzwyczaić. Stopniowo stawał się coraz mniej uciążliwy.
Kolejne butelki mnożyły
się na podłodze jak przezroczyste mrówki - otoczyły mnie dookoła. Wzięłam do
ręki jedną z nich i uniosłam na wysokość oczu. Świat, który zobaczyłam przez
grube szkło, był zupełnie inny, zniekształcony. Nie widziałam wyraźnie żadnego
szczegółu. Mogłam tak żyć – ślepo, nie licząc się z drobnostkami, nie wiedząc,
jak bardzo mogą one wpłynąć na moje życie.
Postanowiłam pożytecznie wykorzystać ten
absurdalny przypływ energii. Jakiś mężczyzna poprosił mnie do tańca. Zawiesiłam
mu ręce na szyi, gdyż ledwo trzymałam się na nogach. Tonęłam. On był jak kłoda,
dzięki której wciąż utrzymywałam się na powierzchni. Niestety nie był na tyle
silny, by być dla mnie stałą podporą. Nawet nie zdążyłam zapamiętać jego
imienia.
Zaczęliśmy się całować,
gdy nagle rozbolał mnie żołądek. Odskoczyłam od blondyna jak oparzona i
pobiegłam do łazienki, która niestety okazała się być kuchnią. Położyłam głowę
na zimnej posadzce, szukając ukojenia. Po chwili jednak znów pojawiło się to
nieprzyjemne uczucie. Zwymiotowałam na podłogę.
Nie zdawałam sobie sprawy
z tego, jakie konsekwencje pociągnie za sobą znajomość Evy. Nie chciałam zrobić
nic złego. Po prostu miałam już dość samotności. Nie przypuszczałam nawet, że
dam się tak łatwo wciągnąć w czarną dziurę. Jednak mogłam być z siebie dumna.
Coraz bardziej przypominałam swoją matkę.
Leżałam, pogrążona w błogim letargu. Nareszcie
skutecznie uciekłam od własnych myśli. W końcu poczułam się zupełnie tak,
jakbym tańczyła. Tyle tylko, że nie odrywałam ciała od podłogi. To była
niesamowita, a jednocześnie najgorsza rzecz, która mogła mi się wtedy
przydarzyć. Wydawało mi się, że nie istnieje nic, co jest w może przerwać ten
stan. Wszystkie moje obawy, zmartwienia zniknęły, niestety zabierając ze sobą
również wszelkie radości i powody do szczęścia. Odpłynął cały świat otaczający
mnie ze wszystkich stron. Istniałam w nicości. Nie dostrzegałam przemijającego
czasu. Bawiłam się w najlepsze.
Od pewnego momentu nie
pamiętałam już nic, żadnego szczegółu. W mojej głowie nie budował się nawet
zarys tamtejszych wydarzeń. Prawdopodobnie śmiałam się jak skończona idiotka.
Żałosne, gdyż nawet nie byłam w stanie podnieść się z podłogi.
Obudziłam się, a raczej
odzyskałam świadomość następnego dnia w południe. O dziwo, byłam jedną z
pierwszych osób, które otworzyły oczy. Miałam wrażenie, że moja głowa lada
chwila pęknie na pół. Raziło mnie światło, które, z niepowtarzalną siłą wpadało
do pokoju przez jedno niewielkie okno umieszczone w kuchni. Podniosłam się na
rękach. Byłam brudna. Obok mnie leżała jakaś blondynka. Pomieszczenie wypełniał
duszący smród. Zatkałam nos dłonią. Miałam ochotę ponownie się położyć. Byłam
bezsilna. Mimo wszystko, nie żałowałam.
Wydawało mi się, że rozumiem, jak czuła się mama. Zasmakowałam jednak tylko
„przyjemnej” części tego życia zaskakującej mnie na każdym kroku, dawała poczucie
wyjątkowości i wolności. Po raz kolejny dałam się oszukać samej sobie.
Dotarłam do salonu na
czworakach. Eva również już nie spała. Leżąc na kanapie, odwróciła się twarzą
do mnie.
- Aspiryna jest w dolnej szafce w kuchni,
pierwszej od strony lodówki – wyszeptała zachrypniętym głosem, jakby była
uwięziona przez jakiegoś zbira, który ją dusił, z całych sił trzymał ją za
kark.
Kiwnęłam głową. Chciałam
czym prędzej zażyć lek. Wróciłam do pomieszczenia i po krótkich poszukiwaniach
odnalazłam opakowanie z pastylkami w środku. Połknęłam cztery. Przedawkowywałam
w każdym aspekcie mojego życia. Byłam człowiekiem pozbawionym cierpliwości.
Nagle przede mną ukazała
się postać brunetki.
- Rzuć mi jedną –
mruknęła.
Wykonałam jej polecenie.
- I jak noc? – zapytała,
gdy wreszcie doczołgała się do mnie.
- To było niesamowite –
powiedziałam krótko. – W życiu nie bawiłam się aż tak dobrze.
Moja nowa znajoma zrobiła zatroskaną
minę, wzdychając głęboko, jakby chciała zrzucić przytłaczający ją ciężar.
- Witaj w moim świecie –
odrzekła.
Bunt człowieka wzrasta
wraz z wiekiem, który otwiera swoje oczy, dostrzega już nie tylko pozytywy, ale
i negatywy życia. Trzeba jednak uważać, by nie popaść w skrajności. Można być
zamrożonym przez opinie innych i brak asertywności, jak i uduszonym nienawiścią
do świata. Wybór należy do nas.
***
Proszę was o pomoc w znalezieniu szablonu. Nie umiem ogarnąć blogspotu, a widzę, że na waszych blogach pojawiają się układy szablonów podobne do tych, które ustawiałam na onecie. Z jakich stron je pobieracie i jak je ustawiacie?
Kochana, całe mnóstwo onetowskich szabloniarni przeniosło się na blogspot. Przykładami są: szablon-centre.blogspot.com czy szablonownica.blogspot.com. Na tej drugiej jest nawet instrukcja ustawiania szablonów. Stare onetowskie grafiki również da się wstawić na ten portal, jeśli się trochę z tym pomęczysz ;)
OdpowiedzUsuńCo się zaś tyczy rozdziału: czy ten Joe, którego poznała w szpitalu Bella, jest przybranym ojcem głównej bohaterki? Tak jakoś przyszło mi to do głowy, aczkolwiek pewności nie mam.
Strasznie mi się nie podoba to, co Grace zrobiła na "imprezie" u Evy. Jedno upicie się to jeszcze nie tragedia, ale mam wrażenie, że dziewczyna coraz częściej zacznie sięgać po alkohol, aż w końcu opadnie na samo dno. Chyba jednak Eva, Harley i cała reszta nie jest dla niej dobrym towarzystwem. Oby się powstrzymała i żyła w miarę normalnie, a nie jak alkoholiczka.
Czekam na ciąg dalszy ;*
Ale się upiła... w dodatku całowała z jakimś obcym facetem. I jak ona może sądzić, że to była dobra zabawa? Koszmar. Haha, ale dobra, mam nadzieje, że to nie stanie się dla niej codziennością, bo jeśli tak, to prędzej czy później pójdzie w ślady matki. Narkotyki i te sprawy... poważnie zaczynam się o nią bać. Chociaż, może to tylko jednorazowy wybryk. Oby xd Jak zwykle, strasznie podobał mi się początek, ten fragment z pamiętnika. Uwielbiam czytać te części rozdziałów. Są naprawdę świetne. Można dzięki nim lepiej poznać świat Belli i tak jakby... wczuć się w niego. Współczuję tej kobiecie. Zbłądziła, ale fragmenty jej pamiętnika pokazują, że wcale nie była złą kobietą. Szkoda, że umarła i Grace nie miała szansy poznać jej osobiście, lepiej, tak normalnie, a nie tylko z opowieści innych.
OdpowiedzUsuńUcieczka od cierpienia stała się dla Grace tak ważna, że uznała upicie się i całowanie z jakimś typem za dobrą zabawę. Współczuję tej dziewczynie, jest bardzo zagubiona. Mam nadzieję, że mimo wszystko Brooklyn nie zniszczy jej tak, jak jej matkę zniszczył.
OdpowiedzUsuńChyba Eva to nie jest najlepsza kandydatka na przyjaciółkę dla Grace... Te dwa tygodnie to mimo wszystko chyba długo, w takim świecie... Grace może się zniszczyć. Liczę jednak, że wytrwa i nie będzie piła codziennie.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie -> http://spojrz-w-oczy-tygrysowi.blogspot.com ;)
A więc jednak Grace odwiedziła Eve. Nie powiem nie spodziewałam się takiego obrotu spraw i tak rozbudowanego "małego spotkania". W sumie doświadczenie przez dziewczynę, choć części przeżyć, jakie towarzyszyły jej matce na okrągło nie było zbyt pozytywnym wydarzeniem, a dla mnie wręcz przygnębiającym, biorąc pod uwagę to, że w jakimś sensie córce Belli się to podobało. Mam tylko nadzieję, że jednak nie pójdzie śladami matki i będzie posiadała więcej zdrowego rozsądku, aby do stanu "po spożyciu sporej dawki alkoholu" nie wracać zbyt często. Ja jednak mogę się nad tym zastanawiać, nie to, co ty. Ta historia idzie tokiem twoich, a nie moich przewidywań, więc będę czekać cierpliwie, aż ty je nam (czytelnikom) ujawnisz. Rozdział ten był perfekcyjnie napisany i taki prawdziwy. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńProszę o umieszczeniu linku bądź buttonu naszej szabloniarni.
OdpowiedzUsuń